Co czujesz?
Co czujesz?
Czy w całym tym zamieszaniu epidemii dajesz sobie chwilę,
żeby siebie usłyszeć? Wiem, nie ma czasu. Nie ma przestrzeni. Jest chaos, zamieszanie.
Dzieci, mąż, zabawy, praca. Życie w kwarantannie. A w środku się dzieje. Dzieje
się, bo nie da się inaczej. Mieszanka wybuchowa emocji.
Dam Wam znać, jak to wygląda u mnie.
Strach, niepokój, czasami nawet panika, co teraz, co potem,
co z dziećmi, pracą, dziadkami… Także
lęk przed nieznanym, przed śmiercią, przed umieraniem innych. Martwię się tym,
co dzieje się wokół – ludzie tracą pracę, wszystko się zatrzymuje, zmienia, lęk
– jak to się wszystko ułoży.
Jest też złość, a
raczej była – dlaczego to się dzieje, dlaczego niektórzy są takimi ignorantami,
dlaczego nas to spotyka, wszystkie plany stają nieaktualne…
Jest dużo bezradności, bo nie mam na to wpływu, bo jest poza
naszą kontrolą, a kontrolę lubię mieć. Zawsze był to mój sposób na poczucie
bezpieczeństwa. Nie jest to najlepszy sposób, przyznaję.
Ale pojawia się też już spokój, że wszystko się jakoś ułoży,
że taki jest teraz czas, że Bóg, Natura, Ziemia – zmusza nas do zatrzymania –
to jest potrzebne i nam i Ziemi (podobno nawet zmniejszyło się znacznie
wydzielenie dwutlenku węgla). Zatrzymaliśmy się też wszyscy w biegu, przestaliśmy
pędzić, martwić się o rzeczy nieważne, zbliżyliśmy się do siebie, wróciliśmy do
relacji. Ja tak to czuję – świat pokazuje nam, co jest tak naprawdę ważne. I
czuję w związku z tym też rodzaj ulgi. Miotałam się, co robić, która droga jest
lepsza, a tu nagle żadne moje plany i przemyślenia nie są ważne – wszystko się
samo wyjaśnia. Świat pomaga mi skierować moje życie, dokonać wyborów.
Czuję więc w związku z tym dużo wdzięczności. Wdzięczność,
że musieliśmy zwolnić, że spędzamy teraz dużo czasu razem, w rodzinach (choć
przyznaję, że nie jest to łatwe). Zauważyłam i też jestem wdzięczna za te
pokłady kreatywności, które z siebie staram się wykrzesać każdego dnia, żeby
znaleźć nowe zajęcia, poradzić sobie z tym czasem wolnym w tej małej
przestrzeni.
Pojawia się też nuda – zapomniana nawet. Z tego też się
cieszę.
No więc jest też radość – radość z tego spowolnienia. Życie
w rytmie slow naprawdę zawitało do naszego domu. Choć to slow nie jest w
pięknym instagramowym wydaniu, ale raczej w wersji hardcore – z zabawkami
wszędzie, plasteliną w kuchni, jedzeniem na kanapie, pieczeniem ciastek na podłodze.
Ale razem. I z tego też bardzo się cieszę – ten czas razem – dużo czasu w rodzinie,
więcej wspólnego działania (sprzątania, gotowania, pieczenia), wspólnych zabaw.
Cieszę się też, że wreszcie firmy zostaną przymuszone do trybu zdalnego – i mam
nadzieję, że to już zostanie. Pracodawcy będą musieli zaufać pracownikom i
przekonają się, że ludzie pracują, nawet jak nie ma obok przełożonego. Cieszę
się, że rozpowszechnia się metoda ED, czyli edukacji domowej. Rodzice zobaczą,
że to nie jest takie straszne i to dalej czas wspólny z rodziną. Mam nadzieję,
tylko że szkoły przestaną podchodzić do tego tak bardzo sztywno i nie będą
zarzucały dzieci, bo jednak zabawa w czasie dzieciństwa też jest ważna.
Pojawia się też nawet zachwyt, kiedy widzę, jak ludzie potrafią
się zorganizować i jakie wspaniałe tworzą inicjatywy pomocowe. Ile jest w
ludziach dobra i chęci do działania.
Niesamowite, w jakich czasach przyszło nam żyć. Czuję spore
zaskoczenie, bo nie wojna (choć trochę też niestety tak działa), a zupełnie
inna siła, tak na nas wpływa, zmienia nasze dotychczasowe życie. A także
ciekawość, jak to wszystko wpłynie na nas długofalowo…
Wiem jedno, te wszystkie emocje są naturalne w tej sytuacji.
I daję sobie do nich prawo.
Akceptuję je.
A jakie emocje pojawiają się u Was? Jak sobie radzicie?
Komentarze
Prześlij komentarz