Mam czasami dość
Czy macie
czasami dość? Dość wszystkiego? A bycia rodzicem przede wszystkim? Ja ostatnio
coraz częściej. Chyba jednak też mnie dopadło. Cieszyłam się, że mnie to nie
dotyczy. Nie dotyczy mnie problem tego, że jestem w domu i opiekuję się Małą.
Nie pracuję. To znaczy nie pracuję zawodowo, bo wiadomo, że praca matki w domu
to 300% normy „zwykłej pracy”. I cieszyłam się, że nie musiałam „uciekać” do
pracy, że podobało mi się opiekowanie się Małą. Jednak ostatnio coraz częściej
mnie też to dopada. Mam dosyć. Wszystkiego. A bycia mamą przede wszystkim.
Jak tylko to
napisałam, to już czuję się winna. Jak to? Ja, która tak cieszę się moim
macierzyństwem. Ja, która tak nie mogłam się doczekać, żeby zostać mamą. Ja,
która tak długo starała się i nie mogłam dojść do siebie po stratach. Tak, to
brzmi okropnie. A jednak. Czasami po prostu mam dosyć.
Zrzucają się
na mnie wszystkie moje odczucia: brak siły, zmęczenie, zniechęcenie. Brak
cierpliwości do Małej i brak zainteresowania jej zabawami. Po prostu potrzeba
dorosłych. Ale też brak zainteresowania czymkolwiek. Niechęć wszechogarniająca.
Dopadło mnie
ostatnio bardziej. Trwało całe szczęście niedługo – najgorszy czas chyba ok.
3h. Pomogła mi rozmowa z rodzicami. Tak po prostu o niczym. Posłuchałam innych
dorosłych. Zawiesiłam myśli na innych tematach. Nie dałam się ponieść. Nawet
zdenerwowałam się jakimś drobiazgiem. Tak czy inaczej oderwałam się trochę.
Oby
następnym razem też się udało. Zaczyna się marzec. Dość trudny czas.
Przesilenie wiosenne. W zeszłym roku też trochę to odczułam. Mam nadzieję, że
sobie poradzę. Już zaczynam wprowadzać działania. Muszę rozpisać swoją
strategię, żeby nie dać się temu. Właśnie. Czemu? Zniechęceniu, znużeniu,
rodzicielskiej codzienności, a może przesileniu wiosennemu, oby nie czemuś cięższemu…
Zresztą
nieważne. Ważne, żeby działać. No właśnie. Co robić? Na czym może polegać taka
strategia? Muszę rozwinąć tą myśl.
Póki co,
wychodzę, zmuszam się do spacerów z Małą. W poszukiwaniu śladów wiosny. Każdy
pączek to radość. Oznaka zielonych, bujnych liści. Każdy śpiewający ptaszek to
radość. To początek wiosny. No i to słońce. Już musi być wiosna.
A Wy macie
jakieś strategie, żeby nie dać się chandrze, zniechęceniu, szarej codzienności
bycia mamą? A może macie jakąś przećwiczoną strategię, pomysły, jak nie poddać
się depresji? Podzielcie się proszę.
P.S. Post
pisałam wczoraj. Dziś niestety znowu ogarnęło mnie. Tylko silniej. Nerwy,
złość, lęk, poniosły mnie. Niestety przy Małej i K. Boję się, jaki może mieć to
na nią wpływ. Nie chcę, żeby miała złe wspomnienia, jak ja. Chciałabym, żeby
była silniejsza i lepiej radziła sobie, niż ja. Niezbyt poradziłam sobie ze
schematami myślowymi: wszystko – albo nic, jest fatalnie, wszystko jest
czarno-białe, nie mogę już wytrzymać. Potem cała burza uspokoiła się, a wcześniej
wydawało się, że nigdy się nie skończy. Potem tylko wstyd i poczucie winy, że
słabo sobie jednak radzę. Macie tak czasami? Jak sobie radzicie?
Wyciszyły
nas, jak na zawołanie – drzemka Małej w samochodzie i przymusowy postój przy
audycji radiowej Trójki. Jakby specjalnie dla nas – audycja „Wszystko, co ważne”
o czasie spędzanym z dzieckiem, o zabawie, o znalezieniu w sobie dziecka. Dało
do myślenia. Ściągnęło myśli na to, co ważne. Co „tu i teraz”.
Potrzebuję
jednak wsparcia. Trochę pobyć sama, bez dziecka. Ostatecznie udało się. Co
robiłam? Sprzątałam. Wreszcie posprzątałam blaty w kuchni. Nie do końca, ale
większość. Uff. Wreszcie. Taka oto przyjemność matki. Marzy mi się więcej
takich godzin sam na sam, ze sobą. Może trochę inaczej spędzonych. Może jeszcze
się uda.
Komentarze
Prześlij komentarz