Kolejna pierwsza rocznica

za: Strata dziecka
Dziś następna pierwsza rocznica. 20 sierpnia - strata Moniki. Bałam się tego dnia, rocznicy. Poprzednią rocznicę pół roku temu przeżyłam bardzo mocno. Tym razem miałam nadzieję, że mam więcej siły i więcej spokoju po terapii. Jednak znowu zaczęłam typową dla mnie ucieczkę. Ucieczkę od siebie, od trudnego tematu. Dla mnie najlepszą ucieczką jest zaangażowanie w coś innego, pomoc koleżance, plany stworzenia czegoś nowego. I w końcu ucieczka w stworzenie bloga. Wczoraj w pośpiechu budowałam ten blog. Tworzyłam z postów, które zapisywałam w ostatnich trzech tygodniach, jakby na brudno. Spieszyłam się wczoraj, żeby zdążyć na dzisiaj. To taki prezent dla siebie. Nie dać zapomnieć, nie pozwolić przeminąć. Zajęło mi to wiele godzin. Zmieniałam kolor czcionki, dodawałam nowe posty, poprawiałam szerokość kolumn. Gotowe. Udało się. Być może zmienię jeszcze raz kolor lub inny drobiazg, próbując stworzyć możliwie najlepszą wersję. Odzywa się mój perfekcjonizm. Do rzeczy.

Dzisiejszy dzień planuję poświęcić przeżyciu mojej straty. Nie jestem w stanie myśleć o niczym innym, zająć się niczym innym. Znowu łapię się na tym, że próbuję przeżyć go w jak najlepszy sposób, wykorzystując wszystkie możliwości. Muszę odpuścić znowu. Nawet, jeśli przeżyję ten dzień niedoskonale, to i tak będzie to Mój dzień, Moje przeżycia, Moje emocje, wystarczające. Muszę jednak to sobie powtarzać, taki mam już problem. Planuję dziś pójść z K. na mszę i na cmentarz do dziadków (to symboliczny grobik dzieci). Już przestałam się obwiniać, że nie zdążyłam dać na intencję mszy. I tak przeżyjemy ją w intencji dzieci, a zwłaszcza Moniki. Od wczoraj intensywnie odwiedzam strony związane ze startą dziecka, znajduje inne blogi Aniołkowych Mam. Potrzebuję tego. Może będzie mi łatwiej. Planuję też wrócić do książek związanych ze stratą, odejściem bliskich, zwłaszcza dziecka. Chodzę z nimi po domu w ostatnich miesiącach, nawet jak ich nie czytam, chcę mieć je blisko siebie, na kanapie w pokoju, przy łóżku w sypialni. Wędrują ze mną, trochę przeczytane, trochę przejrzane, przerwane. Dziś chcę do nich wrócić. Napiszę o nich jeszcze. Wczoraj znalazłam też informację o Wspólnocie rodziców po stracie w Trójmieście. Spotykają się na mszach co dwa miesiące i właśnie w tą sobotę odbędzie się kolejna. Bardzo się cieszę, że trafiłam na tą informację. K. zgodził się pojechać. Planują też na jesień rekolekcje weekendowe. Bardzo chciałabym w nich uczestniczyć, choć przyznam, że boję się trochę tego przeżycia. Jednak doświadczenie terapii w grupie na oddziale dodaje mi otuchy i nadziei, że to może być dla mnie (dla nas) zbawienne. Linki do tych stron są dostępne na blogu. Kiedyś uważałam, że pisanie bloga jest rodzajem ekshibicjonizmu, jest „nieodpowiednie”. Teraz myślę, że zapisanie tego, co dzieje się ze mną, tych skrajnych i sprzecznych czasem odczuć pomoże mnie. Może moje bezładne trochę myśli i przeżycia pomogą także komuś innemu w przeżyciu tych trudnych chwil. Przede mną jeszcze ok. 12 godzin tego trudnego dnia.

Zastanawiam się, co zmieniło się przez ten rok. Bardzo wiele i nic zarazem. Największy ból i pustkę przeżyłam dopiero w kolejnych miesiącach. Kiedy myślałam, że już czuję się dobrze, wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Czy jestem pogodzona z tym co się stało? Nie. Nie wiem. Może trochę. Jestem wdzięczna, że trafiłam na terapię na oddziale dziennym, że poznałam tyle wspaniałych osób. Wszyscy oni pozwolili mi nauczyć się patrzeć na siebie z większą sympatią, nie obwiniać się już tak. Czy musiała być aż tak wielka starta, żebym zobaczyła inaczej moje życie? Żebym spróbowała odnaleźć własną drogę, zadać sobie trudne pytania i szukać odpowiedzi? Być może. Co trudniejsze, nie wiem jaka jeszcze droga przede mną. A wyniki badań pokazują, że być może stanie się tak ponownie… Jak się z tym pogodzić? Jak się na to przygotować? Jak znaleźć nadzieję i wierzyć, że kiedyś, któraś próba się uda, a dziecko przeżyje? A z drugiej strony, jakie mam inne wyjście, jakie mam zadanie w moim życiu, jaki cel? Po co to wszystko? Kilka dni temu pewien film poruszył mnie do głębi. Pokazał, że na świecie jest bezmiar bezsensownego cierpienia. I po co to wszystko? Nie znajdowałam odpowiedzi. Przepłakałam cały dzień. Wg mojej mamy w tym wszystkim ważni są bliscy, pomoc sobie nawzajem. Być może. Musi być jakaś odrobina nadziei.

Komentarze