Czego nauczyły mnie spotkania rodzinne i o postanowieniach




Chyba naprawdę musiało minąć sporo czasu, żebym mogła podsumować to, co się działo w końcu roku.
Jak Wam minął czas spotkań rodzinnych? Jak radziłyście sobie z komentarzami przy wspólnym stole? Spotkałyście się z krytyką swojego rodzicielstwa?
U nas zaczęło się od jedzenia Małej. Od czego by innego? "Tak mało je? Jak to? Odzwyczajasz ją od jedzenia?" I tak dalej, popłynęli... Krytyce i ocenie teraz były poddane także inne moje wypowiedzi - dot. planowanych zajęć z Małą, moich zainteresowań i przemyśleń na temat rodzicielstwa.


 Po niełatwych świętach w gronie rodziny, mam kilka wniosków:

 1. Udało mi się zachować duży spokój i świadomość w trudnych sytuacjach podczas rodzinnych spotkań (ocenianie i atakowanie mojego rodzicielstwa, przykre komentarze). Pamiętałam o oddechu, pamiętałam, że to nie o mnie, to o tych, którzy to mówią, że warto wyjść na chwilę i uspokoić się, że warto dać opaść emocjom, że to nie jest tego warte, że nadal przecież będę robiła to, co uważam za słuszne. I jestem z tego dumna.

 2. Jestem zaskoczona trudnością sytuacji, kiedy pomimo, że ja zachowuję spokój, inni nie, nie stosują tych metod i nakręcają się dalej. Wiadomo, mogę zmienić tylko siebie, ale zmierzyłam się z tym, jakie to trudne. Kto wie, być może nawet mój spokój mógł nakręcać inne osoby, bo przecież nie dawałam się sprowokować. Problem jednak w tym, że nadal sytuacja była bardzo trudna i nie wiedziałam, jak się zachować wobec osób, które nie panują nad swoimi emocjami. Na następny raz chciałabym być bardziej przygotowana do takich trudnych sytuacji.

3. Cała ta sytuacja pokazała mi, że nie zdawałam sobie sprawy, że za słabo albo wcale nie stawiałam granic. Pretekstem do tych sytuacji, były próby obrony mojej osoby, poglądów, zachowań przed atakami innych. Co ciekawe, atakujący nie widzieli problemu, uważali nawet, że dla mnie nie jest to problemem. Jak bardzo przyzwyczaiłam siebie i innych, że można mnie atakować słowami, ranić, oceniać, krytykować, obrażać. A przecież jeszcze sama sobie dowalam swoim wewnętrznym krytykiem przez cały czas. Nie ma się co dziwić, że walczę z nawrotami depresji. Naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z wagi i znaczenia tego. Zaczęłam teraz zwracać na ten temat większą uwagę, także na zachowanie moich granic na co dzień wobec córki i męża. Moje granice stały się ważnym tematem do wzmocnienia w tym roku.

4. Trudne sytuacje pokazały mi także, że pomimo, że zachowałam spokój w trakcie spotkań, to jeszcze kilka dni później moje ciało (i psychika) dawały mi znać, że to było ciężkie dla mnie doświadczenie. Analizowałam sytuacje, szukałam przyczyn, pojawiało się poczucie winy i katastrofalne myśli, a do tego ból ciała, duże zmęczenie i ciągły sen - wszystko to w szybkim tempie mogło wciągnąć mnie w znany już schemat depresji. To, co mi pomogło i wyciągnęło mnie - to na pewno świadomość tych procesów i ich działania. Widziałam je, wyłapywałam i nie chciałam dać im się poddać.

5. Pomogło: słuchanie ciała - a więc na ból kręgosłupa - joga na kręgosłup (z wdrapującą się na mnie Małą), na niepokój i negatywne myśli - medytacja (prowadzona - sama jeszcze nie dałabym rady) - oczywiście z Małą (pierwszy raz naśladowała też medytację). Na zmęczone ciało i senność - sen, dawanie sobie przyzwolenia na sen, wtedy kiedy potrzebowałam (usypianie Małej o 20, ja też do spania, drzemka 20min). No i chyba największy hop - po 2-3 dniach, wyjście do ludzi. Spacer z rodziną, spotkanie z przyjaciółką (z dziećmi), spotkanie z innymi rodzicami na warsztatach i wreszcie odnowienie kontaktu z przyjaciółką (po długim czasie). A więc ludzie, inne kobiety, wspierające mnie osoby.

6. Moje ciało pokazało mi także, że być może jednak za bardzo starałam się zachować spokój, odbyło się to za dużym kosztem. Moim, mojego zdrowia i dalszego spokoju. Może jednak moje emocje były zbyt wyciszone, zepchnięte do środka, stłumione, może prawie wyparte? Jak widać spokój jest ok, ale nie każdym kosztem, nie za wszelką cenę.

7. Jeszcze przed świętami, w kilku sytuacjach pojawił się temat Odpuszczania: sobie, mężowi, życiu. Odpuścić wymagania, oczekiwania, powinności, zmartwienia, stresy, zamartwianie. Odpuszczanie to też temat dla mnie na ten rok. Chciałabym też nad tym popracować.

Cała ta sytuacja pokazała mi więc, co pomaga mi w znalezieniu równowagi po takim przeżyciu, jakie działania i strategie mi pomagają. Bardzo dużo mi to dało. Może pomoże także którejś z Was? Pokazało mi to także obszary do pracy, poprawy, w sam raz w czasie określania nowych postanowień.
Dajcie znać czy miałyście podobne sytuacje i jak sobie radziłyście? Czy odnajdujecie się w jakieś części mojej historii?

A jak Wam minął czas spotkań rodzinnych? Jak radziłyście sobie z komentarzami przy wspólnym stole? Spotkałyście się z krytyką swojego rodzicielstwa?
U nas zaczęło się od jedzenia Małej. A u Was? Co jest największym "problemem" dla waszych bliskich? Słyszałam od znajomych o komentarzach na temat BLW, zbytniej łagodności wobec dziecka, niekarania... Sama pamiętam problem "przyzwyczajasz do noszenia", "no moje dziecko używało smoczka", "jeszcze karmisz?"...
Jak sobie radzicie z takimi ocenami i komentarzami? Jak wpływa to na Was?

Komentarze

Popularne posty